Chodziłam po terenach watahy i zboczyłam jakiegoś obcego wilka.Od razu do nie niego podeszłam.
-Kim jesteś?-Zapytałam.
-Jestem...Atos-Powiedział.
-Co tu robisz?-Spytałam ponownie.
-Chodzę,szukam,szwiedam się...-Odparł.
-Czego szukasz?
-Nowej watahy...
-Ooo...To wspaniale!Bo...właśnie założyłam moją i jestem w niej tylko ja..-
.Z chęcią go przyjęłam.Oprowadziła go po terenach watah
~Moja wataha szybko się rozwija.Chyba się uda.~Pomyślałam.
-Powiedz mi jak się tu znalazłeś?-
Zauważyłam smutek na jego twarzy.
<Atos,opowiesz mi czy nie?>
Strona główna
sobota, 2 marca 2013
piątek, 22 lutego 2013
czwartek, 14 lutego 2013
wtorek, 5 lutego 2013
Od Tris
-Gen, wszystko dobrze? - krzyknęłam, podbiegając do niego, gdy tylko pojawiłam się na środku polany. Uścisnęła go serdecznie.
-Tak, wszystko dobrze. Ale skąd TY się tu wzięłaś?! -To długa historia... -Niech no zgadnę - uciekłaś, kiedy dowiedziałaś się, że zrobiłem to samo? -No zobacz, jednak nie tak długa! - uśmiechnęłam się do niego. |
|
Od Gen'a
Ból rozprzestrzeniał się po mojej klatce piersiowej nawet gdy zawładnęła
mną ciemność. Obezwładniał mnie. Nie mogłem wykonać żadnego ruchu.
Gdzieś nad sobą słyszałem głosy, ale nie potrafiłem rozróżnić poszczególnych słów. Słyszałem tylko jakieś szepty i niezadowolone mruczenie. Nie potrafiłem nawet określić, do kogo należały.
-Genie? - rozpoznałem głos maga. - Genie, słyszysz mnie?
Był wyraźnie zaniepokojony. Samą siłą woli uniosłem powieki i spojrzałem na niego. Mój wzrok był zamglony, ale mimo to na jego obliczu ujrzałem ulgę.
-Och, całe szczęście - objął mnie, a ja zawyłem z bólu. Momentalnie mnie puścił i położył z powrotem na ziemi.
-Jak się czujesz? - spytał.
-Jakbym właśnie ukradł Dar Hamiatesa - uśmiechnąłem się, a mag i Sofos roześmiali się.
-Bo tak właśnie było - Sofos pokazał mi kamień, przez który prawie umarłem. Poczułem, jak wkłada mi go w łapy.
-Nie! - krzyknąłem i upuściłem Dar. - Nie chcę go!
-Dzięki niemu wrócisz do zdrowia - namawiał mag. Spojrzałem mu w oczy.
-To zbyt duży ciężar. Zbyt duże brzemię - szepnąłem, a powieki same mi się zamknęły. Znów zapadła ciemność.
****************************************************************************
Siedziałem w królewskim więzieniu, przykuty do posłania łańcuchami. Za kratowymi drzwiami mojej celi przechadzało się dwóch strażników, którzy zmieniali się co dwie godziny, a między tymi zmianami była może pięciominutowa luka, podczas której żaden z nich mnie nie pilnował. Nikt inny nie zwróciłby uwagi na taki szczegół, ale w moim fachu był to standard. Szczególnie, że taka luka mogła być moją szansą na danie nogi. Mimo to wciąż nie wiedziałem, jak wykorzystać ją jako atut. Leżałem więc z nadąsaną miną, wymyślając plan ucieczki.
****************************************************************************
Gdy strażnicy nie zezowali akurat na mnie, rozpracowałem kajdanki, zmieniając się uprzednio w człowieka. Kiedy zaś nastała luka w wartach, podbiegłem do drzwi i sforsowałem zamek, używając do tego moich narzędzi, które wciąż miałem w kieszeni spodni.
Dla wprawionego złodzieja otworzenie zamka to nic trudnego. Dobry złodziej otwiera zamki w pół minuty. Mi zajęło to zaledwie połowę tego czasu. Nie na darmo jestem najlepszym złodziejem, jaki stąpał po tej ziemi, pomyślałem i ruszyłem biegiem przez korytarz. Postanowiłem pozostać w ludzkiej postaci. Wilcze pazury za bardzo stukają o posadzkę. Byłem na bosaka, nie robiłem więc tak dużo hałasu.
Pędziłem pustymi korytarzami, aż w końcu znalazłem skarbiec. Oczywiście był zamknięty, ale nie to było problemem. Musiałem jak najszybciej znaleźć Dar Hamiatesa i uciec, inaczej mnie złapią.
"Będziemy czekać przy tylnym wyjściu" - przypomniałem sobie słowa maga. No, mam nadzieję, inaczej was znajdę i poukręcam wam głowy, pomyślałem i zabrałem się za szukanie kamienia.
Znalazłem go w szkatułce wykładanej jedwabiem. Otworzyłem ją, porwałem Dar i ruszyłem w stronę drzwi. Wychodząc zwinąłem jeszcze kilka naszyjników i dwie pary kolczyków. Wszystko upchnąłem w kieszeniach, a kamień zawiesiłem sobie na szyi i schowałem pod koszulą. Ruszyłem pędem w stronę tylnych drzwi "zamku".
****************************************************************************
Kiedy zobaczyłem tylne wyjście, jeszcze bardziej przyspieszyłem. Byłem w lochach, zalanych wodą do wysokości około dziesięciu centymetrów. Jedną stopą natrafiłem na łom, który zgubiłem podczas jednej z prób włamania się do "zamku". Zakląłem siarczyście, bo nie miałem butów, które mogłyby choć trochę zamortyzować uderzenie. Kulejąc dopadłem do drzwi i wyskoczyłem na zewnątrz.
****************************************************************************
Mag nie kłamał. Rzeczywiście czekał na mnie razem z Sofosem tuż przy wejściu. Na mój widok mężczyzna zacmokał z dezaprobatą (wspominałem już, że mag i Sofos też potrafią zmieniać się w ludzi?).
-Zabiłeś go? - spytał z nadzieją w głosie. Nienawidził Alfy, a ja miałem go zamordować po wydostaniu się z celi.
-Nie - odpowiedziałem.
-*holera! Co ty tam robiłeś całymi dniami?!
-Potykałem się o łomy - odparowałem. - A teraz rusz się, bo zaraz wyślą pościg!
Złapałem Sofosa za ramię i razem z magiem popędziliśmy w górę wzgórza. Już po 30 minutach usłyszeliśmy za sobą odgłosy pogoni.
****************************************************************************
-Genie, masz Dar? - wysapał mag, wspierając się na Sofosie, który sam również ledwo zipał. Pokazałem mu kamień.
-Dobrze - powiedział. - Musi być bezpieczny. Uciekaj, ukryj się gdzieś. Nie daj Sounisowi go odnaleźć.
-Nie zostawię was! - powiedziałem pełnym oburzenia głosem.
-Damy sobie z Sofosem radę - uściskał mnie, a chłopak zrobił to samo. - Powodzenia. A teraz uciekaj!
Popędziłem przed siebie, raz po raz oglądając się za siebie, na moich towarzyszy. Dawnych towarzyszy.
Kiedy byłem już na szczycie najbliższego wzgórza, ukryty na tle drzew, spojrzałem na nich. Pościg właśnie ich dopadł. Sofos i mag zmienili postać. Potem zakryła ich ściana wilków - żołnierzy Sounisa. A ja odwróciłem się i zniknąłem w mroku.
Gdzieś nad sobą słyszałem głosy, ale nie potrafiłem rozróżnić poszczególnych słów. Słyszałem tylko jakieś szepty i niezadowolone mruczenie. Nie potrafiłem nawet określić, do kogo należały.
-Genie? - rozpoznałem głos maga. - Genie, słyszysz mnie?
Był wyraźnie zaniepokojony. Samą siłą woli uniosłem powieki i spojrzałem na niego. Mój wzrok był zamglony, ale mimo to na jego obliczu ujrzałem ulgę.
-Och, całe szczęście - objął mnie, a ja zawyłem z bólu. Momentalnie mnie puścił i położył z powrotem na ziemi.
-Jak się czujesz? - spytał.
-Jakbym właśnie ukradł Dar Hamiatesa - uśmiechnąłem się, a mag i Sofos roześmiali się.
-Bo tak właśnie było - Sofos pokazał mi kamień, przez który prawie umarłem. Poczułem, jak wkłada mi go w łapy.
-Nie! - krzyknąłem i upuściłem Dar. - Nie chcę go!
-Dzięki niemu wrócisz do zdrowia - namawiał mag. Spojrzałem mu w oczy.
-To zbyt duży ciężar. Zbyt duże brzemię - szepnąłem, a powieki same mi się zamknęły. Znów zapadła ciemność.
****************************************************************************
Siedziałem w królewskim więzieniu, przykuty do posłania łańcuchami. Za kratowymi drzwiami mojej celi przechadzało się dwóch strażników, którzy zmieniali się co dwie godziny, a między tymi zmianami była może pięciominutowa luka, podczas której żaden z nich mnie nie pilnował. Nikt inny nie zwróciłby uwagi na taki szczegół, ale w moim fachu był to standard. Szczególnie, że taka luka mogła być moją szansą na danie nogi. Mimo to wciąż nie wiedziałem, jak wykorzystać ją jako atut. Leżałem więc z nadąsaną miną, wymyślając plan ucieczki.
****************************************************************************
Gdy strażnicy nie zezowali akurat na mnie, rozpracowałem kajdanki, zmieniając się uprzednio w człowieka. Kiedy zaś nastała luka w wartach, podbiegłem do drzwi i sforsowałem zamek, używając do tego moich narzędzi, które wciąż miałem w kieszeni spodni.
Dla wprawionego złodzieja otworzenie zamka to nic trudnego. Dobry złodziej otwiera zamki w pół minuty. Mi zajęło to zaledwie połowę tego czasu. Nie na darmo jestem najlepszym złodziejem, jaki stąpał po tej ziemi, pomyślałem i ruszyłem biegiem przez korytarz. Postanowiłem pozostać w ludzkiej postaci. Wilcze pazury za bardzo stukają o posadzkę. Byłem na bosaka, nie robiłem więc tak dużo hałasu.
Pędziłem pustymi korytarzami, aż w końcu znalazłem skarbiec. Oczywiście był zamknięty, ale nie to było problemem. Musiałem jak najszybciej znaleźć Dar Hamiatesa i uciec, inaczej mnie złapią.
"Będziemy czekać przy tylnym wyjściu" - przypomniałem sobie słowa maga. No, mam nadzieję, inaczej was znajdę i poukręcam wam głowy, pomyślałem i zabrałem się za szukanie kamienia.
Znalazłem go w szkatułce wykładanej jedwabiem. Otworzyłem ją, porwałem Dar i ruszyłem w stronę drzwi. Wychodząc zwinąłem jeszcze kilka naszyjników i dwie pary kolczyków. Wszystko upchnąłem w kieszeniach, a kamień zawiesiłem sobie na szyi i schowałem pod koszulą. Ruszyłem pędem w stronę tylnych drzwi "zamku".
****************************************************************************
Kiedy zobaczyłem tylne wyjście, jeszcze bardziej przyspieszyłem. Byłem w lochach, zalanych wodą do wysokości około dziesięciu centymetrów. Jedną stopą natrafiłem na łom, który zgubiłem podczas jednej z prób włamania się do "zamku". Zakląłem siarczyście, bo nie miałem butów, które mogłyby choć trochę zamortyzować uderzenie. Kulejąc dopadłem do drzwi i wyskoczyłem na zewnątrz.
****************************************************************************
Mag nie kłamał. Rzeczywiście czekał na mnie razem z Sofosem tuż przy wejściu. Na mój widok mężczyzna zacmokał z dezaprobatą (wspominałem już, że mag i Sofos też potrafią zmieniać się w ludzi?).
-Zabiłeś go? - spytał z nadzieją w głosie. Nienawidził Alfy, a ja miałem go zamordować po wydostaniu się z celi.
-Nie - odpowiedziałem.
-*holera! Co ty tam robiłeś całymi dniami?!
-Potykałem się o łomy - odparowałem. - A teraz rusz się, bo zaraz wyślą pościg!
Złapałem Sofosa za ramię i razem z magiem popędziliśmy w górę wzgórza. Już po 30 minutach usłyszeliśmy za sobą odgłosy pogoni.
****************************************************************************
-Genie, masz Dar? - wysapał mag, wspierając się na Sofosie, który sam również ledwo zipał. Pokazałem mu kamień.
-Dobrze - powiedział. - Musi być bezpieczny. Uciekaj, ukryj się gdzieś. Nie daj Sounisowi go odnaleźć.
-Nie zostawię was! - powiedziałem pełnym oburzenia głosem.
-Damy sobie z Sofosem radę - uściskał mnie, a chłopak zrobił to samo. - Powodzenia. A teraz uciekaj!
Popędziłem przed siebie, raz po raz oglądając się za siebie, na moich towarzyszy. Dawnych towarzyszy.
Kiedy byłem już na szczycie najbliższego wzgórza, ukryty na tle drzew, spojrzałem na nich. Pościg właśnie ich dopadł. Sofos i mag zmienili postać. Potem zakryła ich ściana wilków - żołnierzy Sounisa. A ja odwróciłem się i zniknąłem w mroku.
poniedziałek, 4 lutego 2013
Od Loli
Gdy dotarłam do tej watahy przywitałam się
-Cześć jestem Lolita.
-Cześć witaj w tej watasze.
-Naprawdę mogę do niej dołączyć?
-Jasne!
Później pokazali mi watahę i jej tereny. Kiedy był już wieczór zaprowadzili mnie do miejsca gdzie miałam spać. Gdy rano się obudziłam usłyszałam wycie to były poranne polowania. Zaprosili mnie do siebie i biegaliśmy udało mi się złapać dużą sarnę. Gdy już wróciliśmy zjedliśmy śniadanie. Później poszliśmy na łąkę i bawiliśmy się. Zrobiło się ciemno poszliśmy do jaskini była burza. Rozmawialiśmy sobie, zgasiliśmy światło i położyliśmy się. Następnego dnia koło miejsca gdzie spałam leżała łania spytałam się- dla kogo ta łania?
- Dla ciebie mamy do ciebie zaufanie i wczoraj wypełniłaś wszystkie zadania. Dziękuję wam wszystkim. Zjedliśmy już śniadanie zaczeliśmy
o sobie opowiadać. I tak bardziej się poznaliśmy.
-Cześć jestem Lolita.
-Cześć witaj w tej watasze.
-Naprawdę mogę do niej dołączyć?
-Jasne!
Później pokazali mi watahę i jej tereny. Kiedy był już wieczór zaprowadzili mnie do miejsca gdzie miałam spać. Gdy rano się obudziłam usłyszałam wycie to były poranne polowania. Zaprosili mnie do siebie i biegaliśmy udało mi się złapać dużą sarnę. Gdy już wróciliśmy zjedliśmy śniadanie. Później poszliśmy na łąkę i bawiliśmy się. Zrobiło się ciemno poszliśmy do jaskini była burza. Rozmawialiśmy sobie, zgasiliśmy światło i położyliśmy się. Następnego dnia koło miejsca gdzie spałam leżała łania spytałam się- dla kogo ta łania?
- Dla ciebie mamy do ciebie zaufanie i wczoraj wypełniłaś wszystkie zadania. Dziękuję wam wszystkim. Zjedliśmy już śniadanie zaczeliśmy
o sobie opowiadać. I tak bardziej się poznaliśmy.
piątek, 1 lutego 2013
wtorek, 29 stycznia 2013
Chat
Nie wiem czy zauważyliście ,ale nasza wataha ma chat.Jest na dole.Tylko pamiętajcie chata mogą używać tylko członkowie.
Od Arosa.Nowy dom i wielka miłość
Należałem
kiedś do Watahy...Nie nawidziła mnie pewna wadera,pewnie dlatego,ze nie
chciałem być z nią razem.Często mnie "nawiedzała".Czasem prosiła
żebyśmy byli razem,a czasem groziła.Ja nigdy bym jej nie pokochał.Ona
była okropna...Pewnego dnia spacerowałem po lesie gdy zatrzymał mie dwa
basiory i...wzięły mnie ze sobą do alfy.Usłyszałem tam,że napadłem tę
waderę?Mówiłem im,ze to nie ja...Że nic nie zrobiłęm,ale oni woleli
wierzyć jej...Nie wiedziałem,ze posunie sie tak dalego.Gdy wtrącali mnie
do lochu powiedziała,że jeśli będziemy razem powie prawdę,ale ja nie
zgodziłęm sie i zamurowali mnie w jaskini.Co miesiąc przynosili mi
(musieli burzyć troche muru) mizerną sarenkę.
~Rok później~ Siedziałem już tam rok.Było tam okropnie.Ciemno,zimno i śmierdząco.Po raz kolejny (robiłęm to wiele razy) spróbowałem wyburzyć mur.Wierzyłem w to jak nie wiem,tak bardzo chciałem go zburzyć i nawet nie zacząłem biec gdy on sam pękł.Nie miałem czasu myśleć jak to się stało.Biegłem,biegłem i biegłem oni mnie gonili.Była wśród nich też ona...Jakoś im uciekłem i zacząłem błąkać się po świecie.Pewnego dnia ujżałem najpiękniejszą waderę na świecie.Była tak piękna.Stałem na środku polany zapartrzony w nią.Stałem nie ruchomo.Ona podeszła do mnie. -Kim jeśteś?-Zapytała.Wtedy sieocknąłem. -Jestem...Atos-Powiedziałem. -Co tu robisz?-Spytała ponownie. -Chodzę,szukam,szwiedam się...-Odparłem. -Czego szukasz? -Nowej watahy... -Ooo...To wspaniale!Bo...właśnie założyłam moją i jestem w niej tylko ja... -Z chęcią dołączę!-Ucieszyłem się tak bardzo,że nigdy nie byłem szczęśliwszy. -Jestem Terala-Wyciągneła łapę,a ja ją uścisnołem. <Terala dokończysz?> |
|
niedziela, 27 stycznia 2013
Od Terali.Nowa przygoda
Kiedyś byłam bardzo szczęśliwym wilkiem. Miałam kochającą rodzinę (choć biedną) i należałam do wspaniałej watahy .Razem z moim rodzeństwem świetnie się dogadywaliśmy ,chociaż ja byłam najmłodsza. Gdy miałam pół roku nasza watahę zaatakowało inne stado. Moja starsza siostra Kayla zabrała mnie i porzuciła daleko od pola bitwy sama tam wróciła. Po kilku godzinach znalazłam drogę prowadzącej do naszej watahy niestety jak tam doszła to wszyscy już nie żyli. Uciekłam stamtąd i żyłam na własną odpowiedzialność .Po około 3,5 roku się błąkałam , gdy znalazłam piękne miejsca położne blisko siebie postanowiłam założyć watahę
Subskrybuj:
Posty (Atom)